Przejdź do głównej zawartości

Nowa domena i nowa wersja bloga! Zobacz, co zmieniło się z dnia na dzień

 


Kiedy zakładałem tego bloga kilka lat temu, nie miałem pojęcia, dokąd zaprowadzi mnie ta droga. Zaczynałem skromnie — z pasją, kilkoma pomysłami i potrzebą podzielenia się tym, co we mnie gra. Z czasem blog zaczął żyć własnym życiem: dojrzewał razem ze mną, rozwijał się, zmieniał kierunek, a nawet… uczył mnie cierpliwości. I może właśnie dlatego decyzja o przeniesieniu go na nową domenę oraz stworzeniu jego zupełnie nowej wersji była jedną z najbardziej naturalnych, a jednocześnie przełomowych rzeczy, jakie ostatnio zrobiłem.

Nowa domena to nie tylko świeży adres w przeglądarce. To symboliczny moment zamknięcia pewnego etapu i otwarcia zupełnie nowego rozdziału — dojrzalszego, bardziej uporządkowanego i w pełni zgodnego z tym, kim jestem teraz. To trochę jak przeprowadzka do nowego mieszkania: niby wszystkie meble są te same, ale przestrzeń, klimat i możliwości stają się zupełnie inne.

Prace nad nową wersją bloga trwały długo, bo zależało mi na tym, żeby dopracować każdy szczegół — od wyglądu, przez wygodę czytania, po nowe funkcje, które wreszcie pozwolą mi tworzyć tak, jak zawsze chciałem. To miejsce ma być nie tylko stroną z tekstami, ale przestrzenią, do której naprawdę chce się wracać.

I właśnie o tym jest ten artykuł. O zmianie, która dojrzewała we mnie latami. O odświeżonej wizji, nowych możliwościach i o tym, dlaczego ta transformacja to coś więcej niż zwykła aktualizacja. Jeśli chcesz wiedzieć, co dokładnie się zmieniło, po co to zrobiłem i jak ta nowa odsłona bloga wpłynie na dalsze publikacje — zapraszam. Z radością pokażę Ci kulisy tej małej, ale dla mnie bardzo ważnej rewolucji.

Decyzja o przeniesieniu bloga na nową domenę dojrzewała we mnie długo. Każdy, kto kiedykolwiek tworzył coś swojego — coś, co jest przedłużeniem jego myśli, pasji i codziennych obserwacji — wie, że takie zmiany nie dzieją się z dnia na dzień. Przez lata blog stał się dla mnie czymś więcej niż miejscem publikacji. Był trochę jak mój cyfrowy dom: czasem uporządkowany, czasem pełen bałaganu, ale zawsze prawdziwy. I w pewnym momencie poczułem, że ten dom potrzebuje generalnego remontu, a może nawet… nowego adresu.

 

 

Dlaczego nowa domena?

Po pierwsze — chciałem, żeby nazwa bloga lepiej oddawała jego charakter i kierunek, w którym idę. Stara domena była jak ubranie, które kiedyś pasowało, ale po latach zaczęło uwierać. Nie czułem już, że mnie reprezentuje. Nowa domena to coś w rodzaju nowej wizytówki: bardziej przejrzysta, spójna i przede wszystkim zgodna z tym, jak dziś odbieram siebie i swoją twórczość.

Po drugie — zmienia się sposób, w jaki ludzie trafiają do treści. Domena musi być nie tylko ładna, ale i praktyczna: łatwa do wpisania, zapamiętania i wyszukania. Chciałem zrobić ukłon w stronę czytelników, dać im coś klarownego, przyjaznego i profesjonalnego.

 

 

Nowa wersja bloga — zmiana nie tylko wizualna

Sam wygląd to tylko część historii. Zawsze wierzyłem, że blog powinien być połączeniem treści, wygody i atmosfery. Nowa wersja jest efektem setek małych decyzji, godzin eksperymentów i jeszcze większej liczby poprawek.

Co się zmieniło?

  • Układ strony — uprościłem go, żeby teksty można było czytać wygodniej, bez chaosu i wyskakujących elementów. Chciałem, by wszystko wyglądało tak, jak wyglądałoby na stronie, do której sam z chęcią wracam.

  • Nawigacja — teraz wszystko jest intuicyjne. Zero błądzenia, zero klikania na ślepo. Każda kategoria ma swoje miejsce, a każda treść — swój cel.

  • Funkcjonalności — pojawiły się narzędzia, których brakowało mi od dawna. Lepsze archiwum, system podpowiedzi, responsywność bez kompromisów, szybsze ładowanie. Niby drobiazgi, ale razem robią ogromną różnicę.

  • Estetyka — postawiłem na przejrzystość. Bez fajerwerków, ale za to spójnie i schludnie. Blog ma wyglądać tak, jak treści, które tworzę — prosto, autentycznie, bez niepotrzebnych ozdobników.

     

     

Czego możesz się spodziewać po zmianach?

Zmiana adresu i przebudowa bloga to dla mnie wyraz tego, że chcę robić rzeczy lepiej. Nie szybciej, nie bardziej spektakularnie — po prostu lepiej. To przestrzeń, którą traktuję poważnie. Każdy tekst, każda obserwacja, każdy temat, który podejmuję, ma swoje miejsce i swoją wagę.

Chcę, żeby czytelnik czuł się tutaj jak u kogoś, kto ma poukładane myśli, ale też potrafi spojrzeć na świat po swojemu. Kto nie goni za klikami, lecz za jakością. Kto nie pisze, żeby „coś było”, ale żeby to coś miało sens.

W nowej wersji bloga będę rozwijał:

  • bardziej osobiste wpisy, bo widzę, że to właśnie one najczęściej znajdują odbiorców,

  • analizy i przemyślenia o codzienności, bo lubię zatrzymywać się przy rzeczach, które inni mijają bez słowa,

  • treści z życia, obserwacji i doświadczeń, bo właśnie w nich kryje się najwięcej prawdy.

     

     

Co dała mi ta zmiana?

Przenosząc blog na nową domenę, poczułem coś, co trudno uchwycić w jednym zdaniu. To trochę jak oddech po długim biegu. Jak uporządkowanie szuflady, o której myślałeś miesiącami. Jak powiedzenie sobie: „dobra, teraz zaczyna się nowy etap”.

Ta zmiana uporządkowała nie tylko stronę, ale też moje myślenie o tym projekcie. Otworzyła mi przestrzeń na nowe pomysły, nowe tematy i nowe tempo pracy. Dała mi świeżość. Dała mi energię. Dała mi chęć tworzenia na nowo, ale na własnych zasadach.

Kiedy patrzę na tę całą transformację — od pierwszej myśli o zmianie, przez chaos prac, aż po moment, w którym mogę zaprosić Was na nowy adres bloga — widzę coś więcej niż proces techniczny. Widzę drogę, która sama w sobie była ważniejsza niż cel. Bo czasem trzeba się zatrzymać, stanąć przed lustrem (albo ekranem kodu) i powiedzieć sobie szczerze: „To już nie jest to. Czas zrobić krok dalej”. I właśnie ten krok zrobiłem.

Ta zmiana nie była podyktowana kaprysem. Nie była też próbą „odświeżenia wizerunku” na siłę. To była decyzja, która dojrzewała we mnie długo, aż w końcu stała się nieunikniona. Jak w życiu — są momenty, w których zrzucasz starą skórę, zakładasz czystą koszulkę i mówisz światu: „dobra, zaczynam od nowa, ale mądrzejszy o wszystko, co było wcześniej”.

 

 

Nowy adres bloga — https://www.mrandrzejwlodarczyk.eu

Stary adres bloga --- https://mrandrzejw.home.blog/

 

— to nie tylko bardziej profesjonalna wizytówka.
To symbol tego, że chcę tworzyć treści dojrzalsze, bardziej przemyślane, bardziej odpowiedzialne. Nie z perspektywy kogoś, kto udaje eksperta, ale z perspektywy człowieka, który cały czas uczy się świata, ludzi i samego siebie.

 

 

Ta zmiana była też pewnym rachunkiem sumienia. Uświadomiła mi, jak dużo rzeczy od lat odkładałem na potem: błędy, aktualizacje, decyzje o funkcjonalnościach, poprawki, które miały być „na jutro”. I nie ukrywam — długu technologicznego nazbierało się tyle, że mógłbym nim obdzielić pół Internetu. Ale zamiast z tym walczyć, postanowiłem to uporządkować. Powoli. Uważnie. Po swojemu.

I nie, nie jestem jeszcze w miejscu, które nazwałbym idealnym.
Blog nadal ma niedociągnięcia. Niektóre rozwiązania to efekt kompromisu, inne — zwykłego pośpiechu. Czasem coś się rozjedzie, czasem link zniknie, czasem funkcja nie zadziała tak płynnie, jak bym chciał. Ale to jest żywy projekt, taki, który oddycha, zmienia się, rośnie. I będzie ewoluował tak długo, jak długo ja będę miał coś do powiedzenia.

Dlatego proszę: jeśli zauważycie jakieś błędy, niedociągnięcia, coś co nie działa lub mogłoby działać lepiej — piszcie śmiało na mój adres e-mail.
To nie jest pro forma. To realna pomoc, która pozwala mi ulepszać to miejsce, którym dzielę się z Wami na co dzień.

Chciałbym, żeby ten blog był przestrzenią, która żyje razem ze mną i z Wami.
Nie platformą do wrzucania tekstów, ale miejscem spotkań. Miejscem, w którym można zatrzymać się na chwilę, przeczytać coś, co wywoła refleksję, uśmiech, a czasem nawet lekkie ukłucie w środku — takie, które zmusza do myślenia.

Bo wiecie… blogowanie to jest trochę jak rozmowa, której nie słychać, ale którą czuć.
To wymiana energii. To budowanie relacji, często po cichu, na dystans, ale jednak prawdziwej.

A ta zmiana domeny i odświeżenie bloga to tak naprawdę zaproszenie do kolejnego rozdziału.
Rozdziału, w którym chcę być uważniejszy, bardziej świadomy i bardziej obecny.
Rozdziału, w którym chcę tworzyć treści, które nie giną po minucie w natłoku Internetu.
Rozdziału, w którym chcę wrócić do tego, co mnie kiedyś do blogowania przyciągnęło: szczerości, pasji i wolności mówienia własnym głosem.

Jeżeli zostaniecie ze mną na tej drodze — będzie mi ogromnie miło.
Jeśli dopiero do mnie trafiliście — tym bardziej witam Was serdecznie.
A jeśli śledzicie mnie od lat — dziękuję. Serio. To dzięki Wam warto tę drogę kontynuować.

Na koniec powiem tylko jedno: ta zmiana to dopiero początek.
Pracy przede mną jeszcze mnóstwo, pomysłów jeszcze więcej, a chęci… jeszcze więcej niż na początku. Wracam do poprawiania błędów, ulepszania funkcji i dopracowywania tego miejsca tak, by każdy kolejny dzień przybliżał mnie do bloga, o którym od dawna marzyłem.

Do zobaczenia na nowym adresie.
I dzięki, że jesteście.

Komentarze

  1. Powodzenia i rozwoju bloga na nowej domenie zatem życzę, weny twórczej, no i czytelników. Trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przenosiny na nową domenę to niby drobiazg, a jednak potrafi przewietrzyć głowę i dać poczucie świeżego startu. Sam wiem, jak dużo znaczy zwykłe „powodzenia”, kiedy człowiek zaczyna coś od nowa i nie wie, czy ktoś w ogóle zajrzy. ;)

      Usuń
    2. No cóż, pisanie na blogu, na nowej, czy że tak powiem "starej" domenie, nigdy nie daje pewności, że ktoś będzie zaglądał, czytał, komentował i dawał jakiegokolwiek znaka, że wie, iż taki blog istnieje.

      I tak, też wiem doskonale jak to jest, sama tego doświadczałam, i w sumie dalej w jakimś sensie doświadczam. Nie mniej jednak kto nie ryzykuje, ten szampana nie pije.... czy jakoś tak ;)

      Usuń
    3. Myślę, że wielu z nas, którzy kiedykolwiek prowadzili bloga – nawet z krótkimi przerwami – dobrze wie, o czym piszesz. To trochę jak wołanie w przestrzeń, bez gwarancji, że ktokolwiek usłyszy, a co dopiero odpowie. Można włożyć w tekst sporo czasu i serca, a mimo to trafić w pustkę.

      Ale chyba właśnie w tym tkwi cały sens pisania. W takim spokojnym, cichym uporze: „robię swoje, bo to moje miejsce i mój sposób na wyrażenie tego, co chodzi mi po głowie”. A czy ktoś zajrzy? To już osobna historia – czasem przypadek, czasem cierpliwość, a czasem zwykły zbieg okoliczności.

      Masz rację: bez ryzyka nie ma żadnego „szampana”, nawet tego symbolicznego. A blog, nawet jeśli przez długi czas odwiedza go garstka osób, potrafi z czasem zebrać ludzi, którzy naprawdę chcą czytać, a nie tylko przewijać. I myślę, że to jest największa nagroda.

      Usuń
    4. Zgadzam się, że blogowanie to po prostu własne miejsce , własna przestrzeń na wyrażenie siebie, pasję, hobby.... Zwał jak zwał, pisanie bloga to zwyczajna przyjemność. I masz oczywiście rację, że w blogowaniu, jak zresztą w prawie wszystkim w życiu należy postawić na cierpliwość. No i być wdzięcznym tym, którzy chcą czytać to co piszemy :)

      Usuń
  2. I tak, cierpliwość jest tu kluczowa – zarówno w budowaniu własnego głosu, jak i w docenianiu tych, którzy faktycznie poświęcają swój czas, by nas czytać. Czasem prosta świadomość, że ktoś tam gdzieś kliknął i przeczytał, wystarcza, by poczuć, że warto było pisać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, każda aktywność na blogu, każdy komentarz jest dla blogera motywacją, czymś po prostu miłym. Dlatego też dziękuję za Twoje komentarze ;) Ja odwiedziać Twojego bloga z pewnością będę, jak i pozostawiać po sobie ślad ;)

      Usuń
    2. Zdecydowanie zgadzam się z Tobą, każdy drobny gest w sieci, komentarz czy polubienie, naprawdę potrafi podnieść na duchu i zachęcić do dalszego pisania. Fajnie, że doceniasz to w tak naturalny sposób. Miło słyszeć, że będziesz zaglądać i zostawiać po sobie ślad – takie małe, szczere interakcje sprawiają, że blogowanie ma sens. Ja również będę Cię czytać i komentować :)

      Usuń
    3. Dziękuję, będzie mi bardzo miło :)

      Usuń
    4. Ja też bardzo lubię bloga Przygodozony :) Trafiłam na niego głównie dzięki Julitce :)

      Usuń
    5. Mi też jest bardzo miło Przygodozono i Kasiu :)

      Usuń
  3. Bardzo dziękuję za dobre słowo u mnie Andrzeju. Chernie będę tu zaglądać bo warto :) Zmiany są ważne i się przydają. Ja prowadzę dwa blogi, Kasiny świat i Kasine bziki i często coś na nich zmieniałam. Staram się na oba coś wrzucać. Kiedyś pisałam głównie o wycieczkach górskich potem z czasem profil się zmienił l. Bardzo Ci kibicuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak ciepłe słowa. To naprawdę miłe, że ktoś zagląda z życzliwością i zrozumieniem. Masz rację — zmiany są potrzebne, choć czasem przychodzą powoli i nie zawsze wtedy, kiedy ich chcemy. Prowadzenie dwóch blogów to już spore wyzwanie samo w sobie, więc podziwiam, że znajdujesz na to energię i że pozwalasz swoim miejscom w internecie ewoluować razem z Tobą.
      Bardzo doceniam wsparcie. To daje motywację, żeby działać dalej i po prostu robić swoje. PS. Zdradź mi lub nam każdemu kto mnie czyta, jak to robisz że prowadzisz dwa blogi? chyba że to tajemnica ;)

      Usuń
  4. Tak chciałeś i tak zrobiłeś i ok. :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Czasem w prostocie tkwi cała prawda – tak właśnie odczytałem Twój komentarz. Pozdrawiam również serdecznie!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Międzynarodowy Dzień Osób z Niepełnosprawnościami: Co Każdy Polak Powinien Wiedzieć, A Czego Nikt Nie Mówi?

  Każdego roku, 3 grudnia, świat zatrzymuje się na chwilę, aby zwrócić uwagę na życie osób z niepełnosprawnościami. Dla wielu z nas to jedynie data w kalendarzu – kolejny „dzień tematyczny”, który przechodzi niezauważony. A przecież za tym świętem kryją się historie, emocje i codzienne wyzwania, które dotykają setki tysięcy ludzi w Polsce i na świecie. Często myślimy, że wiemy, czym jest niepełnosprawność – widzimy osoby poruszające się na wózkach, słyszymy o trudnościach w pracy czy edukacji. Ale to dopiero wierzchołek góry lodowej. Za każdą z tych osób kryje się życie pełne pasji, marzeń, walki o samodzielność i godność. To historie o sile, determinacji, ale też o chwilach zwątpienia, które większość z nas nigdy nie dostrzega. Chcę Ci pokazać, że Międzynarodowy Dzień Osób z Niepełnosprawnościami to nie tylko święto symboliczne – to okazja, aby naprawdę zrozumieć codzienność ludzi, którzy często są marginalizowani, mimo że ich doświadczenia i wkład w społeczeństwo są niezwykle cen...

Piątek: dzień, który kochają wszyscy

    Piątek. Dla niektórych zwykły dzień tygodnia, dla innych święto, które pojawia się jak błyskawica po pięciu długich, monotematycznych dniach. Dla mnie — i podejrzewam, że nie tylko dla mnie — piątek ma w sobie coś nieuchwytnego, coś, co trudno wytłumaczyć słowami, a jeszcze trudniej zignorować. To nie tylko symbol końca pracy, szkoły czy obowiązków, ale raczej moment, w którym życie nagle zdaje się odetchnąć. Wchodzę w niego jak do pokoju, w którym od dawna nie byłem: świeże powietrze, inna atmosfera, światło, które zdaje się mieć inny odcień, jakby wszystko, co szare i trudne w ciągu tygodnia, zostało w tyle, zamknięte w biurowych murach, szkolnych klasach czy w rytmie codziennej rutyny. Zawsze zastanawiało mnie, skąd bierze się ta szczególna energia piątku. Czy to kwestia społeczna — bo wszyscy go oczekują, wszyscy planują małe przyjemności? Czy może biologiczna — bo nasze ciała podświadomie czują, że nadchodzi czas na odpuszczenie, reset? A może to po prostu magia wspól...