Piszę te słowa z miejsca, w którym spotykają się zmęczenie, złość i niezłomna determinacja. Z miejsca, w którym człowiek może spojrzeć w lustro i powiedzieć wprost: „Tak, mam dość, ale wciąż walczę”. Nawiązując do mojego poprzedniego artykułu „Ten Zły, Najgorszy i Kłamca”
, postanowiłem napisać jego ciąg dalszy, bo wiem, że nie mogę milczeć. Życie nauczyło mnie, że jeśli liczyć na kogokolwiek innego niż siebie, łatwo można się rozczarować. Co drugi Polak pierwszemu życzy „niech się wyjebie”, i jeśli Ty naprawdę umiesz liczyć, licz przede wszystkim na siebie. Bo tylko wtedy wszystko, co masz, jest naprawdę Twoje. Nikt nie podaruje Ci sukcesu, nikt nie przytrzyma Cię w chwili słabości. Spojrzyj w lustro, zobacz swoją twarz, swoje oczy i powiedz sobie głośno: „Mogę. Mogę przetrwać. Mogę walczyć dalej”.
Wiem, że wokół nas roi się od hien, zazdrośników i ludzi, którym brakuje weny, werwy i własnego światła. To osoby, które nie błyszczą niczym, a jedynie zawzięcie próbują zgasić cudze promienie. Te ich frustracje skupiają się na tym, kto ma lepiej, kto odważył się spojrzeć w niebo, zamiast tkwić w szarości i stagnacji. Chcą kopiąc dołki, byś w nie wpadł, bo nie pasujesz do ich ciasnego, zazdrosnego świata. Ale wiesz co? Pierdol to. To zło zawsze wraca do tych, którzy je wysyłają.
Patrzę na tych ludzi i widzę maratończyków życia, którzy biegną bez celu, nie wiedząc, że gonią własną zgubę. Prędzej czy później się przekonają, bo ślepy los sprzyja głupim i zawistnym. Ci, którzy ciężko pracują, rzadko lub wcale, czasem mają lepiej, a mimo to każdy sukces własny wymaga od nas poświęcenia, cierpliwości i konsekwencji. I nie oszukujmy się — gdy Tobie się uda, zyskujesz wrogów. Masz tajemnice? Powierz je tylko swemu Bogu.
Większość ludzi żyje jak sępy, karmiąc się cudzym bólem, tkwiąc w tym samym cuchnącym miejscu, gdzie wszystko stoi w miejscu. Srają we własne gniazdo i toną w gównie. Chcą walczyć z nami? To kpina. Bo my jesteśmy samurajami od narodzin po finał, mamy instynkt przetrwania, siłę i wolę walki, której nikt nie odbierze. Mogą rzucać kłody pod nasze nogi, grać nie fair, próbować nas dobić, stawać każdego dnia w szranki, ale nigdy nie odbiorą nam determinacji, która każe wstać i iść dalej.
Ten felieton to moja odpowiedź na wszystko, co próbowano mi zabrać. To zapis mojej walki, mojej niezłomności i wiary w siebie. Chcę, żeby każdy, kto to przeczyta, poczuł, że nie jest sam. Że walka jest naszą codziennością i że każdy ma prawo, by powiedzieć światu: „Nie poddam się, póki żyję”.
Życie nauczyło mnie, że prawdziwa walka nie odbywa się w teatrze, nie rozgrywa się na boisku ani w sali treningowej. Prawdziwa walka to codzienność, to każdy oddech, każda decyzja, każdy moment, w którym musisz postawić granice wobec ludzi, którzy chcieliby Ci je narzucić. To nieustanne balansowanie między tym, co chcemy dla siebie, a tym, czego oczekuje od nas świat. I nie chodzi tu o jakieś wyidealizowane pojęcia walki o marzenia, bo te marzenia to tylko część układanki. Chodzi o walkę z ludźmi, którzy chcą Cię zatrzymać, sprowadzić do ich poziomu, zmusić do rezygnacji z siebie.
Bo wokół nas roi się od tych, którzy żyją cudzymi sukcesami i szczęściem. Nie tworzą niczego swojego, nie świecą własnym światłem. Zazdrość, frustracja i brak wizji stają się dla nich sensem życia. Często próbują nas zranić, próbują przeszkodzić w naszej drodze, bo nasza odwaga, nasza determinacja i nasze osiągnięcia przypominają im, czego sami nie potrafią zdobyć. Ale ja nauczyłem się jednego: te ataki to odbicie ich słabości, a nie moja wina.
Nie da się żyć w świecie, w którym inni chcą Cię kontrolować. Nie da się budować życia w ciągłym lęku przed tym, że ktoś coś powie, ktoś nas oceni, ktoś nas „skrytykuje” z zazdrości. W takich momentach trzeba się zatrzymać, spojrzeć w lustro i przypomnieć sobie, kim naprawdę jesteśmy. To w tych chwilach rodzi się prawdziwa siła, ta, której nie odbierze żaden wróg, żadna krytyka, żadne kłamstwo ani manipulacja.
A przecież prawdziwe życie nie jest łatwe. Każdego dnia napotykamy ludzi, którzy kopią dołki, bo nie mogą znieść naszego spojrzenia na świat, naszej pewności siebie, naszej odwagi, by marzyć i realizować te marzenia. Chcą, żebyśmy wpadli w pułapkę ich wyobrażeń, w której nikt nie może być lepszy, nikt nie może być wolny, nikt nie może myśleć inaczej. Ale ta wolność, ta siła, którą mamy w sobie, jest niezależna od ich opinii. To, co mamy, trzymajmy w swojej dłoni. Nie pozwólmy, żeby cudze frustracje decydowały o naszym losie.
I tak każdego dnia stajemy w szranki z rzeczywistością i z ludźmi, którzy chcą nas zatrzymać. Ale warto pamiętać: nie jesteśmy sami. Każdy z nas jest samurajem, od narodzin po finał. Mamy instynkt przetrwania, mamy siłę, mamy wolę, której nie zabierze nikt. Każdy cios, każda kłoda pod nogi, każdy fałszywy przyjaciel, każda zdrada – wszystko to jest próbą, która uczy nas, jak naprawdę wygląda życie.
Czasem wydaje się, że świat jest pełen sępów, ludzi, którzy karmią się cudzym bólem i własną frustracją. Ale ta świadomość daje również moc – bo wiesz, że nie możesz pozwolić im wygrać. Możesz się zatrzymać, przemyśleć, odetchnąć, ale nigdy się nie poddać. Każdy z nas walczy o swoje miejsce, o swoje marzenia, o swoje życie. A prawdziwa siła polega na tym, żeby walczyć codziennie, niezależnie od okoliczności i niezależnie od tego, ile razy upadniesz.
Bo na końcu chodzi tylko o jedno: o życie w zgodzie ze sobą, o świadomość własnej wartości i o to, że nikt, absolutnie nikt, nie odbierze Ci prawa do bycia sobą. Możemy stracić chwilę, możemy się potknąć, możemy doświadczyć zdrady i zawiści, ale jeśli nie złożymy broni – jeśli zachowamy w sobie tę wewnętrzną wolę walki – to przegramy tylko z chwilową przeszkodą, a nie z życiem.
I tu rodzi się paradoks: im bardziej świat próbuje nas złamać, im bardziej ludzie wokół chcą nam przeszkodzić, tym bardziej uczymy się walczyć. Bo walka nie jest wyborem, walka jest koniecznością. Każdy krok do przodu, każdy sukces, każda chwila spokoju i radości jest zwycięstwem. To właśnie te małe zwycięstwa składają się na naszą prawdziwą siłę, na naszą niezależność i na życie, które sami dla siebie tworzymy.
Zakończenie tej części mojej opowieści nie może być banalne ani łatwe. Bo walka, o której piszę, nie kończy się w momencie, gdy spada kurz po ostatnim ciosie, gdy ucichną krzyki i znikną cienie zazdrości. Walka trwa w nas każdego dnia – w każdym oddechu, w każdej decyzji, w każdej chwili, gdy możemy odpuścić albo iść dalej. I jeśli czegoś nauczyło mnie życie, to tego, że najważniejsza bitwa toczy się w środku nas samych.
Patrząc wstecz, widzę wszystkie te momenty, gdy czułem się osamotniony, gdy świat wydawał się zbyt ciężki, a ludzie wokół gotowi byli cię zniszczyć dla własnej satysfakcji. W takich chwilach łatwo jest zwątpić, łatwo jest pomyśleć, że nie warto walczyć, że wszystko, co robisz, jest na nic. Ale wtedy przypominam sobie jedno – przypominam sobie, że każda przeszkoda, każdy atak, każdy fałszywy przyjaciel i każdy moment samotności to lekcja. To moment, który uczy, jak naprawdę wygląda życie, kto jest po Twojej stronie, a kto tylko udaje.
Zrozumiałem, że nie możemy pozwolić, by inni definiowali nasze życie. Nie możemy pozwolić, by zazdrość, zawiść czy głupota innych ludzi decydowały o tym, jak się czujemy, co robimy i kim jesteśmy. Każdy sukces, każda chwila spokoju, każdy uśmiech jest naszym zwycięstwem – nawet jeśli ktoś tego nie dostrzega, nawet jeśli ktoś próbuje Cię z tego powodu zniszczyć. Bo prawdziwa siła nie polega na tym, by mieć pełne ręce uznania innych, lecz na tym, by wstawać każdego dnia i iść dalej, niezależnie od wszystkiego.
Chcę, żeby każdy, kto to przeczyta, wiedział jedno: możesz spotkać hieny, zazdrośników, ludzi, którzy próbują Cię zgasić, próbują zabrać Twoje marzenia, próbują Ci wmówić, że nie możesz. Ale jeśli zachowasz w sobie niezłomną wolę walki, jeśli nie zgodzisz się, by inni definiowali Twój świat, jeśli spojrzysz w lustro i powiesz sobie „mogę”, to żadna siła nie zatrzyma Twojego rozwoju, Twojej wolności i Twojego życia.
Nie chodzi o to, by nienawidzić tych, którzy próbują nas skrzywdzić – oni sami są ofiarami własnej zazdrości i słabości. Chodzi o to, by ich działania nie odbierały Ci radości z życia, nie zabierały Ci energii, nie zmuszały do rezygnacji z tego, co naprawdę ważne. Chodzi o to, by nauczyć się chronić siebie, swoje marzenia i swoje serce.
I w tym tkwi sens mojej walki – nie w pokonaniu kogoś innego, nie w zemście ani w dowodzeniu komukolwiek czegokolwiek. Sens tej walki tkwi w tym, że każdy dzień jest naszym polem bitwy, a każdy mały krok do przodu jest zwycięstwem. To nauka, że nikt, absolutnie nikt, nie ma prawa odbierać Ci tego, co w Tobie najcenniejsze: Twojej odwagi, Twojej niezależności i Twojej woli życia.
Dlatego piszę te słowa. Nie tylko dla siebie, ale też dla tych, którzy czują się przytłoczeni, którzy są zmęczeni walką z otoczeniem i z własnymi słabościami. Chcę, żeby wiedzieli, że nie są sami. Że każdy upadek jest okazją, by wstać mocniejszym. Że każdy cios od życia czy ludzi wokół jest po to, byśmy zrozumieli własną wartość i własną siłę.
Na końcu tej opowieści zostaje jedno przesłanie, które chcę, byś wziął do serca: Nie przestawaj walczyć. Nie pozwól, by inni decydowali o Twoim losie. Nie zgódź się na życie w cieniu czyjejś zazdrości i frustracji. Patrz przed siebie, buduj swój świat i trzymaj w dłoniach to, co naprawdę Twoje. Bo każdy, kto naprawdę walczy, żyje w pełni, niezależnie od wszystkiego. I to jest największe zwycięstwo, jakie możemy osiągnąć.




















