Międzynarodowy Dzień Osób z Niepełnosprawnościami: Co Każdy Polak Powinien Wiedzieć, A Czego Nikt Nie Mówi?
Każdego roku, 3 grudnia, świat zatrzymuje się na chwilę, aby zwrócić uwagę na życie osób z niepełnosprawnościami. Dla wielu z nas to jedynie data w kalendarzu – kolejny „dzień tematyczny”, który przechodzi niezauważony. A przecież za tym świętem kryją się historie, emocje i codzienne wyzwania, które dotykają setki tysięcy ludzi w Polsce i na świecie.
Często myślimy, że wiemy, czym jest niepełnosprawność – widzimy osoby poruszające się na wózkach, słyszymy o trudnościach w pracy czy edukacji. Ale to dopiero wierzchołek góry lodowej. Za każdą z tych osób kryje się życie pełne pasji, marzeń, walki o samodzielność i godność. To historie o sile, determinacji, ale też o chwilach zwątpienia, które większość z nas nigdy nie dostrzega.
Chcę Ci pokazać, że Międzynarodowy Dzień Osób z Niepełnosprawnościami to nie tylko święto symboliczne – to okazja, aby naprawdę zrozumieć codzienność ludzi, którzy często są marginalizowani, mimo że ich doświadczenia i wkład w społeczeństwo są niezwykle cenne. W tym artykule podzielę się tym, czego zwykle nikt nie mówi głośno – o barierach, które wciąż istnieją w naszym kraju, o inspirujących zmianach i o tym, jak każdy z nas może zrobić choćby mały krok, aby świat był bardziej dostępny i przyjazny dla wszystkich.
Bo zrozumienie i empatia nie kosztują nic, a mogą zmienić czyjeś życie.
Codzienność osób z niepełnosprawnościami w Polsce to temat, który wciąż jest często pomijany w publicznych dyskusjach. W wielu miejscach brakuje podstawowej infrastruktury – podjazdy dla wózków, odpowiednio przystosowane toalety czy przejścia dla pieszych to wciąż luksus, a nie standard. To, co dla większości z nas jest oczywiste, dla wielu osób może być codziennym wyzwaniem, wymagającym ogromnej cierpliwości i siły. Wyobraź sobie, że zwykłe wyjście do sklepu wymaga szczegółowego planowania: sprawdzenia, czy wejście jest dostępne, czy ktoś będzie mógł pomóc w razie potrzeby, czy transport miejski rzeczywiście dotrze pod same drzwi. Dla osób z niepełnosprawnościami to rzeczywistość, którą często muszą znosić każdego dnia.
Niepełnosprawność to nie tylko bariera fizyczna. Wiele osób doświadcza izolacji społecznej, stereotypów i niezrozumienia. Często słyszą one komentarze pełne współczucia lub, co gorsza, ignorancji: „Ale i tak jesteś w stanie żyć normalnie” – słowa, które z jednej strony mogą wydawać się pocieszające, a z drugiej pokazują, że społeczeństwo nadal nie dostrzega całego zakresu trudności, z jakimi mierzą się osoby z niepełnosprawnościami.
Jednak równocześnie codzienność pełna jest inspirujących historii. Ludzie, którzy nie poddają się ograniczeniom, realizują pasje, rozwijają kariery, zakładają rodziny i angażują się społecznie. Każda z tych historii pokazuje, jak ogromną rolę odgrywa wsparcie – zarówno to systemowe, jak i prywatne. Dostęp do odpowiednich urządzeń, edukacji czy wsparcia psychologicznego może diametralnie zmienić życie osoby z niepełnosprawnością.
Warto też zwrócić uwagę na temat technologii, które coraz częściej dają niezależność osobom z ograniczeniami ruchowymi, sensorycznymi czy komunikacyjnymi. Od aplikacji ułatwiających orientację w przestrzeni, po inteligentne urządzenia wspomagające codzienne czynności – to wszystko pokazuje, że świat staje się powoli bardziej dostępny, ale wciąż daleko nam do pełnej inkluzywności.
Międzynarodowy Dzień Osób z Niepełnosprawnościami to także moment, aby zastanowić się nad własną postawą i świadomością. Niewielki gest, jak pomoc przy wejściu do budynku, ułatwienie dostępu do informacji czy po prostu empatyczna rozmowa, może znaczyć dla kogoś więcej niż najlepsze słowa wsparcia wypowiedziane na odległość. To czas, aby każdy z nas spojrzał na codzienne wyzwania osób z niepełnosprawnościami nie tylko z perspektywy statystyk, ale przede wszystkim z perspektywy ludzkiej.
Bo choć wiele barier pozostaje, to zrozumienie, szacunek i drobne zmiany w naszym otoczeniu mogą realnie poprawić jakość życia tysięcy osób w Polsce. To nie są tylko „dane” czy „raporty” – to realne historie ludzi, którzy każdego dnia walczą o swoją niezależność i godność.
Patrząc na życie osób z niepełnosprawnościami, trudno nie zauważyć jednej prawdy: każdy z nas może zrobić coś, aby świat stał się bardziej przyjazny i dostępny. To nie musi być wielki gest – czasem wystarczy drobna zmiana w naszym codziennym zachowaniu, w sposobie myślenia, w reagowaniu na potrzeby innych. Może to być ułatwienie dostępu w pracy, w szkole, w sklepie, ale też zwykłe spojrzenie, które mówi: „Widzę Cię i szanuję”.
Międzynarodowy Dzień Osób z Niepełnosprawnościami przypomina nam, że za statystykami kryją się prawdziwe życie, emocje, marzenia i trudności. To także szansa, by spojrzeć na świat oczami osób, które codziennie pokonują przeszkody, które dla większości z nas są niewidoczne. Ich doświadczenia uczą nas cierpliwości, empatii i doceniania tego, co często uznajemy za oczywiste.
Chcę Cię zachęcić, aby w tym dniu, ale też każdego innego, pamiętać, że każda drobna pomoc, każde zrozumienie i każdy gest życzliwości mają ogromne znaczenie. Bo prawdziwa zmiana nie dzieje się w wielkich deklaracjach, lecz w małych, codziennych działaniach, które sprawiają, że ktoś czuje się dostrzeżony, szanowany i naprawdę włączony w życie społeczne.
Niepełnosprawność nie definiuje człowieka. To, co definiuje, to jego pasje, marzenia, siła i determinacja. I choć wiele barier wciąż istnieje, każdy z nas ma moc, aby je łamać – choćby w najmniejszym stopniu. To od nas zależy, czy świat będzie bardziej otwarty, bardziej empatyczny i naprawdę dostępny dla wszystkich.
W końcu, pamiętając o tym, że za każdą osobą z niepełnosprawnością stoi prawdziwe życie i prawdziwe emocje, możemy zrobić coś więcej niż tylko odhaczyć datę w kalendarzu. Możemy naprawdę zmienić czyjeś życie na lepsze – czasem jednym uśmiechem, słowem, wsparciem lub po prostu obecnością. I to jest najważniejsze przesłanie Międzynarodowego Dnia Osób z Niepełnosprawnościami: dostrzegajmy, rozmawiajmy, wspierajmy – bo każdy gest ma znaczenie.

Poruszyłeś temat ważny dla osób z niepełnosprawnościami, a dla zdrowych ciekawy. W pracy stykam się z takimi osobami i dlatego nauczyłam się jednej bardzo ważnej rzeczy: właściwej komunikacji. Z tym jest chyba ogromny problem. Ludzie boją się patrzeć na niepełnosprawnych, żeby nie było im przykro ("o, gapi się na mnie, bo jestem inny!") i boją się z nimi rozmawiać, bo nie wiedzą jak. I to jest trudne dla obu stron. Tymczasem wysłuchałam wielu wypowiedzi osób z niepełnosprawnościami, które mówiły: "przecież my jesteśmy normalnymi ludźmi, rozmawiajcie z nami normalnie i nie szczebioczcie jak do dzieci niespełna rozumu". Właśnie tak. Od zawsze starałam się zachować normalność, natomiast bałam się - tak jak inni ludzie - spojrzeć lub coś powiedzieć do osoby, dajmy na to, na wózku. Nauczyłam się już na szczęście tej naturalności w kontaktach z osobami niepełnosprawnymi i nie sprawia mi to trudności, są jednak całe rzesze ludzi, dla których to jest problem. A wystarczy tylko posłuchać...
OdpowiedzUsuńDobrze to ujęłaś. Mam podobne obserwacje, choć z trochę innej perspektywy. Największą barierą w kontaktach z osobami z niepełnosprawnościami wcale nie jest ich ograniczenie, tylko nasze napięcie i sztuczność. Ludzie naprawdę chcą dobrze, ale tak bardzo boją się „zrobić coś nie tak”, że wychodzi odwrotnie — unikają wzroku, milkną albo zaczynają mówić nienaturalnie.
UsuńTo chyba wynika z braku obycia, a nie ze złej woli. Sam też przez lata miałem w sobie ten odruch ostrożności, dopóki nie zorientowałem się, że to zwyczajnie przeszkadza w normalnym kontakcie.
Masz rację — wystarczy słuchać i zachowywać się jak człowiek do człowieka. Nic więcej. To często bardziej budujące niż jakiekolwiek deklaracje o „empatii”.
Tak, to jest bardzo ważny temat, który zbyt często jest omijany w codziennym funkcjonowaniu. Obecnie liczy się to, że ktoś jest zdrowy, piękny i osiągnął sukces. Osoby z niepełnosprawnościami wciąż niestety są stawiane z boku, omijane. A takie osoby są naprawdę pełnowartościowe, mają swoje uczucia, pasje. Był czas, kiedy chodziłam na warsztaty do domu dziennej opieki, gdzie osoby starsze i niepełnosprawne w naszym widzeniu mogą spotkać się, porozmawiać i tworzyć cuda (mam na myśli tworzenie rękodzieła). Sama byłam zaskoczona jakie piękne rzeczy potrafią wyczarować. Z rozmowy z nimi największym dla nich problemem jest niemożność swobodnego poruszania się nawet na wózku, potrzebują pomocy by dojechać do kina czy do biblioteki. Wiem jednak, że doskonale sobie radzą z tym. To my czasami nie umiemy zachować się wobec nich normalnie, bez pewnego skrępowania. Kiedy to zostaje pokonane okazuje się, jakie może być życie takich osób ale i nasze życie nabiera innego wymiaru. Normalnego.
OdpowiedzUsuńTak, to też jest bardzo ważny aspekt. Ludzie z niepełnosprawnościami osiągają nieraz więcej niż zdrowi, choć potrzebują włożyć w to dwa razy więcej pracy i sił.
UsuńDobrze, że o tym piszesz, bo takie doświadczenia rzadko przebijają się do codziennych rozmów. Mam podobne obserwacje: świat bardzo chętnie nagradza „idealny” obraz — zdrowy, sprawny, uśmiechnięty, zapracowany sukcesami. A cała reszta jakby znikała z pola widzenia, mimo że to przecież realna część naszego społeczeństwa.
UsuńTwoja historia o warsztatach dużo mówi o tym, ile w tych osobach jest twórczości i zwykłej, ludzkiej siły. Kiedy zobaczy się to z bliska, znikają wszystkie wyobrażenia, które mamy w głowie. Zostaje człowiek — ze swoim talentem, poczuciem humoru, uporem i potrzebami, często bardzo prostymi, jak możliwość wyjścia do kina czy biblioteki bez logistycznej gimnastyki.
Masz też rację, że często to my tworzymy największą barierę. Skrępowanie, niepewność, obawa przed „złym słowem” — i nagle rozmowa, która mogłaby być zwyczajna, staje się nienaturalna. A gdy ten dystans znika, okazuje się, że w kontakcie z takimi osobami jest dużo więcej normalności, niż wielu ludzi sądzi. I czasem można się od nich nauczyć więcej wytrwałości niż z niejednej motywacyjnej książki.
To ważny temat — i dobrze, że wraca w takich miejscach, bo od tego zaczynają się realne zmiany w sposobie patrzenia.
Cześć Andrzej! To ważny temat, staram się zawsze zwracać uwagę na potrzeby innych ludzi w zakresie ich problemów, oczywiście w granicach rozsądku. Niedawno przed moim okienkiem w kolejce stał człowiek, który podpierał się kulami. Wiadomo, że mogę go przyjąć poza kolejnością, ale dopiero gry skończę tego co mam przy sobie. Widząc go zaproponowałem mu krzesło, aby nie musiał stać. Nie chciał. Załatwiłem go kilka minut później.
OdpowiedzUsuńAle zastanawiałem się, czy taka propozycja nie była dla niego upokarzająca. Dla mnie nie, zrobiłem to w pierwszy odruchu gdy go zobaczyłem, ale dla niego możliwe że tak.
Cześć Tomku. Wiesz, takie chwile dobrze pokazują, że zwykła życzliwość czasem bywa trudniejsza, niż się wydaje. Człowiek chce pomóc odruchowo, po prostu po ludzku, a później zaczyna się zastanawiać, czy przypadkiem nie naruszył czyjejś godności. I to nie dlatego, że zrobił coś złego — tylko dlatego, że każdy inaczej przeżywa swoją sytuację.
UsuńTwoja reakcja była naturalna. Zobaczyłeś człowieka, który może potrzebować wsparcia, więc je zaproponowałeś. Bez nachalności, bez oceniania. A to moim zdaniem jest właściwa postawa. On miał prawo odmówić, Ty miałeś prawo zapytać — i w tym nie ma nic upokarzającego.
Właśnie takie drobne gesty tworzą normalność, o której wszyscy mówimy, ale rzadko ją praktykujemy. A to, że później zastanawiałeś się nad jego uczuciami, też świadczy dobrze — nie o niepewności, tylko o wrażliwości na drugiego człowieka.
Może dla niego to była tylko krótką wymiana słów. A może jednak zapamiętał, że ktoś potraktował go jak człowieka, a nie problem do ominięcia. Takie rzeczy zostają.
Piękny, mądry artykuł Andrzeju. Chylę czoła. Znam dużo takich osób z niepełnosprawnością. Niestety ograniczenia w miastach są duże. W tych czasach brak udogodnień? Wstyd żeby miasta nie dbały o to. Jak można? U nas w bloku od stycznia remont windy. Niestety dla osób, które nie mogą chodzić czy są na wózku oznacza to więzienie. Jest jedną pani na wózku na 9 piętrze, którą pogotowie zabiera co wtorek na zabiegi do szpitala. I co teraz? Będą ją znosić na wózku z 9 piętra i wnosić? Nie wyobrażam sobie tego. Pozdrawiam najserdeczniej
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za te słowa. To, o czym piszesz, pokazuje bardzo przyziemny, a jednocześnie bolesny wymiar niepełnosprawności — taki, o którym rzadko się mówi, bo nie pasuje do „nowoczesnego" obrazu miast. Remont windy potrafi zamienić codzienność w coś, co dla wielu z nas byłoby nie do udźwignięcia.
UsuńTrudno uwierzyć, że w 2025 roku wciąż zdarzają się sytuacje, w których osoby na wózkach zostają praktycznie uwięzione we własnych mieszkaniach. To już nawet nie kwestia komfortu, tylko zwykłej godności i bezpieczeństwa.
Ta pani z 9. piętra… ciężko sobie wyobrazić, jak ona to musi przeżywać. Dla nas to abstrakcja, dla niej — realne życie. I to jest właśnie ten problem, o którym miasta wolą nie myśleć.
Dobrze, że o tym wspominasz, bo takie historie czasem działają bardziej niż wszystkie kampanie świadomościowe razem wzięte.
Pozdrawiam Cię serdecznie — i oby takich absurdów było jak najmniej.
Witaj! Temat ważny, ważki i zawsze na czasie. Podpatruje czasem program "SuperLudzie", który prowadzi Maciej Dowbor w Super Polsacie i naprawdę jestem pełna podziwu dla tych osób, które są często bardziej zaradne niż osoby zdrowe.
OdpowiedzUsuńKażdy ma czasem gorszy dzień, ale te historie powinny każdego stawiać so pionu i pokazywać co w życiu jest ważne.
Dziękuję za odwiedziny na moim blogu i życzę wielu ciekawych tematów na przyszłość. 👍🤗
Witaj. Te historie rzeczywiście potrafią człowieka ustawić do pionu. Człowiek patrzy na czyjąś codzienność, pełną ograniczeń, ale też niesamowitej determinacji, i nagle własne problemy zaczynają wyglądać zupełnie inaczej. „SuperLudzie” pokazują coś, czego często brakuje w mediach — prawdziwą siłę, bez udawania i bez taniego patosu.
UsuńMasz rację, te osoby są często bardziej zaradne niż wielu zdrowych. Może dlatego, że życie nie zostawia im miejsca na marudzenie, tylko zmusza do działania. I dobrze jest czasem sobie o tym przypomnieć, zanim człowiek zacznie narzekać na byle drobiazg.
Dziękuję za Twoją wizytę i dobre słowa. To zawsze cieszy. Życzę Ci tego samego — żeby tematy same pukały do drzwi, a pisanie dalej dawało satysfakcję :)
Ja mam niepełnosprawność, której nie widać. Osoba taka jak ja od obcych może doświadczyć ostracyzmu, a od znajomych i niestety rodziny bardzo często doświadcza negowania swoich problemów i niezrozumienia. Tak, chodzi o te wszystkie "za robotę się weź, to ci przejdzie", "idź do hospicjum, to zobaczysz prawdziwe choroby" i inne "robisz z siebie żałosną ofiarę".
OdpowiedzUsuńAle też nie chcę mówić, że osoby z niepełnosprawnością fizyczną mają w jakiejkolwiek kwestii łatwiej... Tak się może wydawać, ale wystarczy pogadać z taką osobą i wtedy zmienia się zdanie. Sporo opowiedziała mi internetowa znajoma, która urodziła się z dziecięcym porażeniem mózgowym.
Muszę przyznać, że Twój komentarz porusza bardzo ważny temat, który rzadko jest opisywany tak szczerze. Sam fakt, że niepełnosprawność nie zawsze jest widoczna, sprawia, że ludzie często bagatelizują wasze codzienne zmagania. Te wszystkie komentarze typu „za robotę się weź” czy „to zobaczysz prawdziwe choroby” potrafią naprawdę zranić, bo ignorują realny wysiłek, jaki wkładacie w normalne funkcjonowanie.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony obserwuję, że osoby z widoczną niepełnosprawnością też nie mają lekko – wymagają często większego wysiłku w każdej codziennej czynności, a społeczne bariery potrafią być równie uciążliwe. Rozmowy z ludźmi, którzy żyją z ograniczeniami, naprawdę otwierają oczy i pokazują, jak bardzo my, zdrowi, nie zdajemy sobie sprawy z codziennych trudności. To, co mówisz o swojej internetowej znajomej z porażeniem mózgowym, idealnie to obrazuje – każde życie niesie ze sobą wyzwania, których nie widać na pierwszy rzut oka.
Osobiście uważam, że największym problemem nie jest sama niepełnosprawność, ale brak zrozumienia i empatii ze strony otoczenia. To, że ktoś potrafi normalnie funkcjonować wbrew chorobie, nie znaczy, że nie potrzebuje wsparcia i akceptacji. Twoje słowa bardzo dobrze to pokazują. Pozdrawiam
My z moim facetem naprawdę codziennie walczymy, żeby ogarnąć dom, żeby coś było w lodówce, żeby starczyło od 14 do 14, żeby rachunki były popłacone... Żeby pamiętać codziennie o lekach, bo to fundament naszego funkcjonowania. Tyle, że te leki mają skutki uboczne, co w świadomości zdrowych ludzi w ogóle nie istnieje.
UsuńPewne osoby z rodziny widzą natomiast dwójkę nierobów śpiących do południa i "grających cały dzień w gry dla małych dzieci"...
To, co opisujesz, brzmi bardzo prawdziwie i — niestety — zaskakująco powszechnie. Ludzie widzą jedynie powierzchnię, szybki kadr z czyjegoś życia, a potem dorabiają sobie do tego własną historię, często kompletnie oderwaną od rzeczywistości. Nikt nie widzi tej codziennej walki o podstawowe rzeczy: żeby dom działał, żeby było co zjeść, żeby cykl od wypłaty do wypłaty jakoś się spiął. A już najmniej dostrzega się, jak ogromnym wysiłkiem jest funkcjonowanie, kiedy na barkach dźwiga się chorobę i konieczność brania leków, które pomagają, ale jednocześnie potrafią bardzo utrudnić życie.
UsuńŁatwo kogoś ocenić, kiedy jedyne, co się widzi, to „spali do południa” albo „grają w gry”. Trudniej zrozumieć, że za tym może stać zwyczajna próba radzenia sobie z rzeczywistością, z ciałem, z psychiką, z ubocznymi efektami leczenia. Nikt nie chce tłumaczyć swojego życia na siłę, ale czasem aż żal, że najbliżsi potrafią być najbardziej ślepi.
Dobrze, że macie siebie i potraficie razem dźwigać wszystko to, co innym nawet nie przyjdzie do głowy. To, że walczycie każdego dnia, świadczy o sile, której wielu „zdrowych” mogłoby Wam zwyczajnie pozazdrościć.
Bardzo ważny, bardzo poważny i bardzo społeczny temat, o którym wciąż się niewiele mówi, nawet w czasie święta osób z niepełnosprawnością. Mam wśród znajomych kilka osób zmagających się z niepełnosprawnością ruchową, walczących o to, by nie być od nikogo zależnymi. Podziwiam ich pozywyne zawzięcie, ich celowość i dążenie do ustalonych planów. Nie jest łatwo, niestety nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.
OdpowiedzUsuńW moim mieście wciąż nie jest zbyt dobrze z dostosowaniem instytucji do osób z niepełnosprawnościami, choć od kilku lat sytuacja mocno się poprawiła, i mam nadzieję, że dalej się będzie poprawiać.
Myślę, że należy brać z takich osób przykład, bo ich dzielność i niepoddawanie się niemocy, jest wielka i godna uznania :)
Też mam wrażenie, że mimo wielu deklaracji i corocznych „świąt”, o realnych problemach osób z niepełnosprawnością mówi się wciąż za mało, a jeśli już, to zbyt powierzchownie, jakby odfajkowując temat.
OdpowiedzUsuńTo, co opisujesz o swoich znajomych, świetnie pokazuje, że za każdym takim życiem stoi ogrom codziennego wysiłku, który dla wielu z nas jest niewidoczny. Ta ich determinacja faktycznie potrafi zawstydzić — ale w tym dobrym sensie, takim, który skłania do refleksji i zmiany własnych przyzwyczajeń.
Jeśli chodzi o udogodnienia w miastach, mam podobne obserwacje. Coś się rusza, ale tempo bywa frustrująco wolne. A przecież wystarczyłoby czasem po prostu zapytać samych zainteresowanych, czego naprawdę potrzebują.
Podpisuję się pod tym, że warto brać przykład z tej życiowej odwagi. To nie są górnolotne hasła — to zwykła, ludzka siła, którą aż chce się docenić.
No niestety jest powolne, zbyt powolne. Coś faktycznie w moi mieście w tej kwestii widać, między innymi zewnętrzne windy dopasowane do potrzeb osób niepełnosprawnych, także w mojej dzielnicy, czy podjazdy w większych urzędach. Ale wciąż wszystko za mało. Mam nadzieję, że będzie się to zmieniać zdecydowanie szybciej.
UsuńMasz sporo racji — tempo tych zmian potrafi frustrować. Człowiek widzi tu i tam pojedyncze poprawki, jak windy albo podjazdy, i niby chciałby się cieszyć, bo to krok w dobrą stronę… ale z drugiej strony trudno nie mieć poczucia, że wszystko dzieje się w ślimaczym tempie. Zwłaszcza kiedy mówimy o sprawach, które powinny być standardem, a nie czymś „do rozważenia, jeśli starczy budżetu”.
OdpowiedzUsuńTo jeszcze bardziej uderza, gdy zna się realne potrzeby ludzi, którzy na co dzień walczą z barierami, o których większość nawet nie myśli. Wtedy każda taka zmiana cieszy, ale też przypomina, ile jeszcze zostało do zrobienia.
Też mam nadzieję, że kolejne lata przyniosą nie tylko pojedyncze inwestycje, ale faktyczną świadomość, że dostępność to nie „ekstra dodatek”, tylko element normalnego funkcjonowania miasta. Bo dopóki nie traktuje się tego priorytetowo, dopóty wszystko będzie postępować za wolno. Jednak dobrze, że w ogóle coś się rusza — teraz pozostaje pilnować, żeby nie zatrzymało się w pół kroku.