Kłamca i hipokryta w jednym

 

 

Są takie momenty w życiu, kiedy człowiek siada w ciszy, patrzy w ekran albo w pustą ścianę i wie jedno – jeśli teraz nie powie prawdy, to zacznie ją dusić w sobie. I nie chodzi tu o prawdę wielką, historyczną czy medialną. Chodzi o tę najtrudniejszą – osobistą. Tę, która nie jest wygodna ani dla autora, ani dla tych, którzy będą ją czytać.

Ten tekst nie powstał z impulsu.
Nie jest pisany w emocjonalnym amoku ani w przypływie chwilowej złości.
On dojrzewał długo. Zbyt długo.

Bo ile można udawać, że słowa nie bolą?
Ile razy można przełykać oskarżenia, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością?
Ile razy można tłumaczyć się z własnego życia ludziom, którzy nigdy nie zapytali, jak się naprawdę czujesz?

Dostałem wiadomość. Jedną z tych, które z pozoru są grzeczne, ułożone, „na poziomie”. Ale pod tą grzecznością kryje się coś znacznie gorszego niż krzyk – chłodne przekonanie o własnej racji.

 

 


 

„Dziś mnie rozczarowałeś. Jesteś prawdziwym kłamcą. Dzisiejsze zachowanie pokazało mi, że jesteś hipokrytą.”

I w tej jednej krótkiej wiadomości zawarło się wszystko, z czym zmagam się od lat.
Nie rozmowa – wyrok.
Nie pytanie – oskarżenie.
Nie próba zrozumienia – etykieta.

Ta wiadomość dotyczyła mojego wcześniejszego artykułu „Ten Zły, Najgorszy i Kłamca?”, opublikowanego 12 grudnia. Tekstu, który pisałem z ciężarem w klatce piersiowej, bo dotykał spraw rodzinnych, bolesnych i bardzo prywatnych. Tekstu, który nie był atakiem, tylko aktem obrony samego siebie.

A mimo to – znów usłyszałem, że jestem tym złym.
Znów zostałem nazwany kłamcą.
Znów ktoś uznał, że ma prawo mnie ocenić, nie znając całej prawdy, nie znając mojego dnia, moich myśli, mojego zmęczenia.

I wtedy coś we mnie pękło.

Nie w sensie dramatycznym.
Nie było krzyku, rzucania przedmiotami ani teatralnych gestów.
Była cisza. Ta najgorsza – świadomość, że dla niektórych ludzi nigdy nie będziesz wystarczająco dobry, nieważne ile z siebie dasz.

Ten tekst jest więc ostatnim razem, kiedy wyciągam te rodzinne brudy na światło dzienne. Nie po to, by się wybielać. Nie po to, by szukać współczucia. Ale po to, by postawić granicę i powiedzieć: dość.

Bo nie jestem kłamcą.
I nie jestem hipokrytą.

Jestem człowiekiem, który ma dość bycia workiem treningowym dla cudzych frustracji i cudzej wygody.

I jeśli prawda ma kogoś zaboleć – trudno.
Czasem musi zaboleć, żeby w końcu przestało boleć mnie.

 

 

 

Problem z byciem nazwanym kłamcą polega na tym, że to słowo nie domaga się dowodów. Ono żyje własnym życiem. Wystarczy je rzucić, a reszta zrobi się sama. Nagle nie liczy się kontekst, nie liczy się to, co robiłeś przez lata, nie liczy się wysiłek, odpowiedzialność ani codzienność. Liczy się tylko etykieta. A etykieta jest wygodna – zamyka usta, kończy rozmowę, ustawia hierarchię.

Bo kiedy ktoś mówi: „jesteś kłamcą”, to tak naprawdę komunikuje: ja mam rację, a ty nie masz prawa się bronić. Nie ma tu miejsca na dialog. Jest wyrok.

I dokładnie to boli najbardziej – nie samo oskarżenie, ale fakt, że nikt nie chce już słuchać. Nikt nie pyta: „dlaczego tak to widzisz?”, „co cię do tego doprowadziło?”, „co naprawdę przeżywasz?”. Zamiast tego pojawia się chłodna pewność siebie ludzi, którzy uznali, że znają prawdę lepiej niż ty sam.

Hipokryzja w takich sytuacjach nie objawia się krzykiem. Ona jest cicha, schludna, ubrana w poprawne zdania i pozorną troskę. Ci sami ludzie, którzy mówią o rozczarowaniu, nigdy nie byli naprawdę obecni. Nie wtedy, gdy było ciężko. Nie wtedy, gdy odpowiedzialność przygniatała do ziemi. Nie wtedy, gdy człowiek potrzebował zwykłego: „jak się trzymasz?”.

Za to są pierwsi do oceniania.
Pierwsi do moralizowania.
Pierwsi do stawiania się w roli autorytetu.

To jest właśnie hipokryzja w najczystszej postaci – wymagać od kogoś siły, samemu nigdy jej nie dając. Oczekiwać cierpliwości, samemu jej nie mając. Żądać transparentności, samemu chowając się za milczeniem i wygodą.

Najbardziej absurdalne w tym wszystkim jest to, że prawda nikogo nie interesuje. Ona jest niewygodna. Prawda burzy narrację, w której ktoś jest zawsze dobry, a ktoś inny zawsze winny. Łatwiej stworzyć jednego kłamcę niż przyznać, że relacje są skomplikowane, a ludzie popełniają błędy po obu stronach.

Dlatego tak często czarna owca nie jest tą, która robi najmniej, ale tą, która przestaje milczeć. Która mówi: „to mnie boli”, „tak być nie powinno”, „mam swoje granice”. Od tego momentu przestaje być wygodna. A niewygodnych się dyscyplinuje – słowem, oskarżeniem, odwróceniem ról.

W tym wszystkim jest jeszcze jeden element, o którym rzadko się mówi – samotność. Bo kiedy słyszysz, że jesteś kłamcą i hipokrytą od ludzi, którzy powinni być najbliżej, zaczynasz wątpić. Nawet jeśli wiesz, że to nieprawda, to gdzieś w środku pojawia się pytanie: „a może rzeczywiście coś ze mną jest nie tak?”. To najbardziej podstępny mechanizm – podważanie twojej własnej narracji o sobie.

I wtedy człowiek staje przed wyborem. Albo zacznie się tłumaczyć bez końca, składać wyjaśnienia, przepraszać za rzeczy, których nie zrobił. Albo powie sobie: dość.

Ja wybrałem „dość”.

Nie dlatego, że nie mam argumentów.
Nie dlatego, że nie potrafię się bronić.
Ale dlatego, że nie mam już potrzeby udowadniania swojej wartości ludziom, którzy i tak jej nie widzą.

Cisza, którą wybrałem, nie jest ucieczką. Jest decyzją. Świadomą, dorosłą i konieczną. To nie jest kara dla nich – to ochrona dla mnie. Bo ile można funkcjonować w relacji, w której każda próba szczerości obraca się przeciwko tobie?

Nie będę się już spowiadał.
Nie będę raportował swojego życia.
Nie będę się tłumaczył z własnych emocji.

Jeśli ktoś potrzebuje widzieć we mnie kłamcę i hipokrytę, żeby dobrze spać – niech tak będzie. Ja już nie zamierzam płacić za cudzy komfort własnym zdrowiem psychicznym.

 

 


 

Zakończenie tej historii nie jest tryumfem ani zemstą. To nie jest spektakularny akt odwetu ani dramatyczne „odejście”. To spokojne, wewnętrzne uznanie faktu, że nie mogę kontrolować cudzych sądów ani cudzych emocji. Mogę kontrolować tylko siebie – swoje reakcje, swoje granice i swoje życie. I właśnie to jest prawdziwa siła.

Nie chcę już tracić energii na tłumaczenie się przed ludźmi, którzy nigdy nie chcieli zrozumieć. Ci, którzy widzą we mnie kłamcę i hipokrytę, świadomie lub nie, wybierają własną narrację, wygodną dla nich, bo nie wymaga refleksji ani przyznania się do własnych błędów. Niech mają swoje przekonania. Niech trwają w iluzji, że znają prawdę o mnie lepiej niż ja sam. Ja wybieram świadomość i spokój, wybieram siebie ponad cudze wyobrażenia.

Przez lata nauczyłem się jednej rzeczy – nie da się zadowolić wszystkich. Nigdy nie uda się sprawić, by każdy w rodzinie, wśród znajomych czy w społeczeństwie postrzegał cię tak, jak ty siebie widzisz. Próba spełniania cudzych oczekiwań prowadzi tylko do wypalenia, frustracji i poczucia, że żyjesz w pułapce, w której każdy twój ruch jest oceniany i interpretowany na nowo.

Dlatego cisza, którą teraz wybieram, nie jest ucieczką. Jest ochroną. Jest manifestem wewnętrznej niezależności. Jest sposobem, by powiedzieć sobie: mam prawo do życia według własnych zasad, nawet jeśli nie wpisują się w cudze wyobrażenia o tym, jak powinienem być. Mogę dbać o swoją godność i zdrowie psychiczne, nawet jeśli ktoś inny widzi to jako egoizm.

Nie chodzi też o gniew czy nienawiść. To jest świadome rozluźnienie więzów toksycznych oczekiwań i pozwolenie sobie na bycie autentycznym. To decyzja, by nie dopuszczać cudzych osądów do tego, co najcenniejsze – do mojej samooceny i mojego spokoju.

Niech więc mówią, co chcą. Niech plują jadem. Ja pozostaję sobą. Z moimi wartościami, moją prawdą i moją odpowiedzialnością wobec tych, którzy naprawdę mnie znają i naprawdę mnie cenią. Dla nich jestem dostępny, dla reszty – nie muszę. W tym wyborze jest nie tylko ulga, ale i siła. Bo w świecie, w którym inni próbują definiować cię na siłę, największą odwagą jest zachowanie siebie samego.

Tak kończę tę opowieść. Nie z triumfem, nie z goryczą, ale z pokojem. Bo świadomość własnej wartości i prawda o sobie są silniejsze niż jakiekolwiek wytyczne innych ludzi. I to jest moje ostatnie słowo w tej sprawie – cisza, granice, spokój i wolność.

Share:

14 komentarzy:

  1. Cześć Andrzej, osoba która pisze rzeczy o których nie ma pojęcia, a ocenia nie znając sytuacji nie zasługuje na uwagę. Ja trzymam się z daleka od tych, którzy forsują swoje teorie. Czyli prawie wszystkich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Tomku, rozumiem Twój punkt widzenia i w pełni się z nim zgadzam. Najtrudniejsze jest chyba to, że ludzie czasem czują się uprawnieni do oceniania czyichś doświadczeń, nawet nie znając kontekstu. Z mojego doświadczenia wynika, że najlepiej po prostu nie wdawać się w takie dyskusje i zachować dystans. Skupienie się na własnych obserwacjach i doświadczeniach daje więcej spokoju i jasności niż ciągłe tłumaczenie się przed osobami, które i tak nie chcą zrozumieć. Widać, że masz podobne podejście — chronisz siebie i swoje granice, a to chyba najważniejsze. Była kiedyś taka o to piosenka: https://www.youtube.com/watch?v=L7RqAm0YVl0

      Usuń
  2. Był taki cytat, że zawsze w czyjejś opowieści będziemy tymi złymi. Ja stałam się zła dla kilku osób, z którymi coś mnie łączyło, ale ostatecznie nie chciałam się z nimi utopić w ich zasranym bagnie... I one sobie tam siedzą dalej i płaczą że śmierdzi, a ja żyję szczęśliwie. :)

    Mam tylko dwie bliskie relacje (narzeczonego i mamę), jak na schizotypa to sporo. Trzymam ludzi na dystans, w nowym miejscu zamieszkania nie mam żadnych znajomych i nie przeszkadza mi to.
    Dobrze wiem, co czujesz i że musiałeś w końcu to wszystko napisać. Trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten cytat o byciu „tym złym” w czyjejś historii wraca do mnie regularnie — zwykle wtedy, gdy ktoś nie potrafi pogodzić się z tym, że przestałeś brać udział w jego chaosie. Odejdziecie, a narracja i tak zostanie po ich stronie.

      Rozumiem decyzję o dystansie. Dla wielu to wygląda jak chłód albo ucieczka, a często jest po prostu formą dbania o siebie. Nie każdy musi mieć wokół siebie tłum ludzi, żeby żyć w zgodzie ze sobą. Czasem dwie relacje, ale prawdziwe i stabilne, znaczą więcej niż cała sieć powierzchownych znajomości.

      Czuć w tym, co piszesz, że to nie była łatwa droga, tylko świadomy wybór. I dobrze, że to wybrzmiewa — bez usprawiedliwiania się i bez tłumaczenia przed światem. Dzięki za ten głos, bo daje poczucie, że ktoś to rozumie bez zbędnych słów.

      Usuń
  3. Najkrócej ujmując..." NIE MUSISZ UDOWADNIAĆ, ŻE NIE JESTEŚ WIELBŁĄDEM ". Nie ważne co mówią i jak Cię oceniają inni. Ważne jest to co Ty sam myślisz o sobie. Jeżeli nie masz sobie nic do zarzucenia to tym bardziej nie pozwalaj innym by ujmowali Twojej wartości. Postaw wyraźną granicę tym manipulacjom, zbędnym dyskusjom na Twój temat , stosowanej wobec Ciebie przemocy słownej, mobbingowi jaki stosują wobec Ciebie krewni. Zdecydowanie się od nich odetnij. Cóż czasem tak bywa, że więzy krwi i wspólne nazwisko nie wystarczą by można było nazwać się rodziną. Czasem lepszym rozwiązaniem jest "rodzina z wyboru" , mam tu na myśli niebiologiczne więzi oparte na wzajemnej trosce, wsparciu i emocjonalnym przywiązaniu, a nie na prawnych czy biologicznych obowiązkach... czyli grupę bliskich osób, sprawdzonych przyjaciół na których można liczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Często zapominamy, że nasze poczucie wartości nie powinno zależeć od cudzych opinii, nawet jeśli są to osoby z rodziny. W praktyce to niełatwe, bo więzi krwi bywają obciążające i wymagają od nas więcej emocji, niż sami chcielibyśmy poświęcać.

      Zgadzam się też z tym, że czasem „rodzina z wyboru” jest ważniejsza niż więzy biologiczne. To ludzie, którzy faktycznie są przy nas, wspierają nas i nie próbują nami manipulować. Umiejętność stawiania granic i odcinania się od toksycznych relacji to trudny, ale konieczny krok, jeśli chce się żyć w spokoju i zachować własną autonomię.

      Twój komentarz jest nie tylko merytoryczny, ale i bardzo praktyczny — przypomina, że warto świadomie wybierać, komu pozwalamy wpływać na nasze życie i emocje. To dojrzałe podejście, które czasem wymaga odwagi, ale daje realne poczucie wolności.

      Usuń
  4. No cóż, w dzisiejszych czasach łatwo kogoś posądzać o kłamstwo, ale też łatwo uważać kłamstwo za prawdę. Manipulacja słowem to chyba charakterystyczny element naszych czasów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz w tym sporo racji. Dziś granica między prawdą a manipulacją bywa wyjątkowo rozmyta, bo każdy ma dostęp do narzędzi, które pozwalają kreować własną narrację. Z jednej strony łatwo kogoś oskarżyć o kłamstwo, z drugiej — przekonanie o własnej racji często działa jak filtr, który sprawia, że manipulacja staje się „normalna” i nie budzi wątpliwości.

      W praktyce oznacza to, że trzeba nieustannie weryfikować informacje i starać się patrzeć na sytuacje chłodnym okiem, zamiast brać wszystko za pewnik. To niełatwe, bo emocje i osobiste uprzedzenia wkradają się do oceny każdego zdarzenia, ale chyba jedyny sposób, by nie dać się wciągnąć w cudze gry słowne.

      Usuń
  5. To zjawisko często spotykane, skojarzyło mi się z politykami na przykład czy z hejterami w sieci. Im nie chodzi o dyskusję, dowody, argumenty, ale o to by dowalić, sprawić przykrość, podnieść swoje ego. Mimo racjonalizowania sobie takich zachowań, trudno mieć dystans, długo trzeba się tego uczyć.
    Najważniejsze, co Ty sam myślisz o sobie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, to zjawisko jest bardzo powszechne i dotyczy nie tylko polityki czy internetu, ale właściwie każdej sytuacji, w której ktoś próbuje zdominować rozmowę czy wywołać poczucie winy u drugiego człowieka. Często nie chodzi o prawdę czy argumenty, tylko o kontrolę, satysfakcję z „wygranej” albo po prostu o podniesienie własnego ego.

      Trzeba naprawdę czasu i praktyki, żeby nauczyć się dystansu i nie brać takich zachowań osobiście. Wiele zależy od tego, co sam o sobie myślisz i jakie granice sobie wyznaczasz. To chyba jedyny sposób, by nie dać się wciągnąć w cudze gierki i zachować spokój, nawet gdy ktoś próbuje Ci dokopać bez powodu.

      Usuń
  6. "Niech więc mówią, co chcą. Niech plują jadem. Ja pozostaję sobą. Z moimi wartościami, moją prawdą i moją odpowiedzialnością wobec tych, którzy naprawdę mnie znają i naprawdę mnie cenią. Dla nich jestem dostępny, dla reszty – nie muszę."

    No i bardzo dobrze..... Od pewnych zachowań, ludzi, miejsc czy wydarzeń należy się odciąć, postawić granice, powiedzieć nie, tylko po to, by nie zwariować, by nie dać się zapętlić w poczuciu winy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak. Czasem najlepszym sposobem, żeby zachować spokój i poczucie własnej wartości, jest po prostu postawienie granic i odcięcie się od tego, co nas wciąga w negatywny wir. Nie chodzi tu o izolację od świata, tylko o ochronę siebie przed manipulacją, hejtem czy bezsensownymi napięciami.

      Widać, że w Twoim podejściu jest dużo dojrzałości — świadomość własnych wartości i odpowiedzialności wobec tych, którzy naprawdę nas znają, pozwala funkcjonować bez ciągłego sprawdzania się wobec innych. To trudne, ale jedyna droga, żeby nie dać się wciągnąć w cudze dramaty i nie spalać energii na ludzi, którzy jej nie szanują.

      Usuń
  7. Myślę sobie, że teraz wiele relacji między ludźmi opiera się na kłamstwie i to takim, który sprawia ból. Im większy, tym większa jest ich satysfakcja. Ważne jest to, by nie ulec tej presji, bo człowiek jest taki, jakie o sobie ma myśli i wie jakim jest. Nie potrzeba wtedy niczego udowadniać, tylko żyć według własnych przekonań.

    OdpowiedzUsuń
  8. I dobrze, że to napisałeś, wyrzuciłeś z siebie. Najważniejsze to być sobą i dla siebie być najlepszym przyjacielem, reszta to tylko przechodnie... To ze sobą jesteśmy od początku do końca, de facto sami umieramy i nikt za nas życia nie przeżyje, więc trzeba żyć po swojemu.
    Nie mam siły chyba nawet opisywać, co przeszłam z różnych stron, w domu, w necie też. fale hejtu, zawiści, zazdrości. Teraz stawiam na siebie i naprawdę garstkę ludzi obok i zrobiłam się asertywna na nowo, przestałam chować głowę w piasek, a mało brakowało, przestałabym pisać z powodu wrednej hejterki. Tylko sobie wytłumaczyłam: Hejtujesz mnie? Czuję się sławna, a to z tobą jest coś nie halo.
    Trzymaj się, rób swoje, nie poddawaj się. Dobrego.

    OdpowiedzUsuń

Ordered List

  1. Lorem ipsum dolor sit amet, consectetuer adipiscing elit.
  2. Aliquam tincidunt mauris eu risus.
  3. Vestibulum auctor dapibus neque.

Sample Text

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipisicing elit, sed do eiusmod tempor incididunt ut labore et dolore magna aliqua.

Definition List

Definition list
Consectetur adipisicing elit, sed do eiusmod tempor incididunt ut labore et dolore magna aliqua.
Lorem ipsum dolor sit amet
Consectetur adipisicing elit, sed do eiusmod tempor incididunt ut labore et dolore magna aliqua.

Support

Need our help to upload or customize this blogger template? Contact me with details about the theme customization you need.

Pages